Czy pieniądze dają szczęście? – studium przypadku mieszkańców Richistanu

Byłem już w kilkunastu stanach USA – m.in w Nowym Jorku, New Jersey, Massachussets, Connecticut, Illinois, Kalifornii, Newadzie, Arizonie, Nowym Meksyku, Utah, Colorado, na Florydzie, w Luizjanie, Mississippi, Alabamie, Tennessee, Teksasie, Waszyngotnie, Oregonie, Północnej Karolinie czy na Hawajach. Moi bliscy znajomi doskonale wiedzą, że moimi ulubionymi stanami są jednak … Uzbekistan, Kazachstan, Kirgistan, Turkmenistan, Tadźykistan, Pakistan czy nawet Afganistan.  Gdybym dzisiaj był zmuszony wybrać czy wolę mieszkać w Missouri, w Kalifornii czy w Uzbekistanie zdecydowanie wybrałbym ten ostatni.

A czy chciałbym mieszkać w Richistanie?

A gdzie to w ogóle jest? Na jakim kontynencie? Czy też gdzieś w Azji Środkowej? Otóż nie! Ten kraj “odkrył” niedawno pewien dziennikarz Wall Street Journal, Robert Frank. W 2003 zdumiały go dane z których wynikało, że liczba milionerów w USA podwoiła się pomiędzy 1995 a 2003 rokiem (z 4 do 8 milionów osób) pomimo tego, że USA właśnie wychodziły z dołka giełdowego po pęknięciu bańki dotcomowej. To więcej niż liczba wszystkich mieszkańców Szwecji czy Austrii !!!

Jednocześnie R. Frank zdał sobie sprawę, że bardzo mało jest wiadomo o tych 8 milionach milionerów. Kim są? Skąd się wzięły ich fortuny? Jak żyją i jak fortuny zmieniły ich życie? Jaki wpływ mają na życie pozostałych obywateli USA? Pan Frank dostał zgodę redakcji WSJ by zgłębiać wyłącznie ten temat w swojej pracy dziennikarskiej. Książka “Richistan” jest efektem jego wieloletnich dociekań i analiz życia amerykańskich krezusów.

Kilkanaście ciekawostek z tej bardzo ciekawej i miejscami humorystycznej książki:

1. W 2004 roku 1% najbogatszych Amerykanów posiadał majątek wart $1,3 tryliona, czyli więcej niż całe PKB takich krajów jak Francja, Włochy czy Kanada. Jednocześnie ten 1% kontrolował więcej niż 1/3 całości bogactwa USA. Posiada majątek większy niż dolne 90% amerykańskiego społeczeństwa.   To niewyobrażalne rozwarstwienie sprawia wrażenie, że ten 1% żyje w jakimś innym, odrębnym kraju. W jakimś bajkowym Richistanie. Szacuje się, że w Indiach w 2005 roku było około 83.000 dolarowych milionerów, czyli tylu co w Północnej Karolinie.

2. Ciekawe są porównania nowuryszy z przedstawicielami tzw “Starych Pieniędzy”. Przed rokiem 1980, większość bogaczy chodziła do tych samych elitarnych szkół, kierowała się podobnymi wartościami – szacunek do pracy, trzymanie się na uboczu, nie afiszowanie się swoimi fortunami, służba publiczna, dobroczynność, wyszukane sposoby spędzania wolnego czasu. Częste były pomiędzy nimi mariaże. Większość rodziła się “w pieniądze”, więc bardzo ważne było dobre urodzenie. To była raczej “wioska bogatych”, aniżeli duży kraj. Dziś mamy do czynienia z nieporównywalnie większą grupą, wywodzącą się głównie z klasy średniej lub wyższej średniej, bardziej zróżnicowaną jeśli chodzi o pochodzenie. Mającą różne nawyki i kierującą się odmiennymi wartościami czy preferencjami politycznymi. Spadła też średnia wieku – nierzadko możemy dziś spotkać w tej grupie dwudziestoparolatków, którzy całe życie mają jeszcze przed sobą.To często założyciele firm, które po odniesieniu sukcesu rynkowego drogo sprzedali. Niewielka część to tzw “salaried rich”, czyli szefowie największych spółek otrzymujący multimilionowe wynagrodzenia (np były szef ExxonMobil otrzymał w 2005 roku wynagrodzenie w wysokości $69,7 mln oraz odprawę emerytalną w kwocie $98 mln !! (przypomniała mi się nasza żarliwa dyskusja na łamach fridomii o ponoć mizernych marżach koncernów paliwowych:-). Tylko 10% Richistańczyków odziedziczyło swoje fortuny. Wielu nie lubi być nazywanymi krezusami. Nadal czują, że przynależą do średniej klasy.

3. Co to znaczy “być bogatym”? Aby się dostać do elitarnego grona 1% w USA, należy posiadać majątek (net worth) wart co najmniej $ 6 mln. Żeby znaleźć się na liście Forbes 400, trzeba mieć majątek wart co najmniej miliard (w 1995 wystarczyło $418mln). Milion dolców – kiedyś marzenie wielu – dziś ledwo wystarczy na kupno dwupokojowego mieszkania na Manhattanie.

4. Ciekawostką jest też to, że wszyscy krezusi odpowiadali, że aby się poczuć naprawdę bezpiecznie finansowo potrzebują dwa razy tyle ile obecnie mają. Bez względu na majętność danej osoby wszyscy odpowiadali … tak samo. I tu jest jeden z problemów – nie ważne ile już masz, zawsze chcesz mieć 2 razy więcej.  A gdy po roku czy pięciu latach podwoisz swój majątek, to czy da Ci to poczucie bezpieczeństwa? Tak, dobrze zgadłaś – wtedy też rozmówca będzie chciał mieć … dwa razy więcej niż ma obecnie, aby poczuć się w pełni zabezpieczonym:-)

5. Skąd ta presja by cały czas pożądać dwa razy więcej? M.in stąd, że inflacja w koszyku dóbr luksusowych jest wyższa niż średnia krajowa. Dlaczego? Bogaci budują sobie coraz większe rezydencje> Rekordzista, niejaki Tim Blixseth, posiada rezydencję o powierzchni 3.500 m.kw (!!!0 nie licząc dodatkowych 12 domów gościnnych, w pełni wyposażone spa, 2 baseny, amfiteatr, itp, a w otaczającym rezydencję 240-akrowym ogrodzie jest m.in pełnowymiarowe pole golfowe (19, a nie zwyczajowe 18 dołków), fontanny, rzeczki, wodospady i ponad milion egzotycznych kwiatów, co tym bardziej budzi podziw bo dom leży na pustynnych terenach niedaleko Palm Springs. Tim z żoną zatrudniają … 105 osób służby domowej. Ta rezydencja to sporej wielkości hotel:-).  W rezydencjach Richostańczyków jest wiele pokoi i setki czy tysiące metrów bieżących ścian do udekorowania. A liczba dzieł Picassa, Miró czy de Koonings’a przecież nie rośnie, wręcz może nawet ich ubywa. Więc nic dziwnego, że ceny galopują. Niektórzy zresztą zaczęli w malarstwie widzieć nie tylko ozdobę rezydencji, jachtu czy biura, ale jako element dywersyfikacji inwestycji.

6. Innym źródłem presji jest to, że Richistan nie jest egalitarny. W kraju tym żyją 4 podklasy społeczne. Niski Richistan – wartość aktywów netto od $1 do 10 mln; to często “salaried rich”, średnia wartość ich rezydencji to $810 tysięcy). Aby dotrzymać kroku wyższym sferom, wydają coraz więcej, zadłużają się (ok. 20% wydaje więcej niż zarabia). Średni Richistan to aktywa rzędu $10 do 50 mln. Wyższy Richistan to aktywa $100 mln plus, w tym rezydencja warta średnio $16,2 mln. Ci już wiedzą, że nie są w stanie wydać w ciągu swego życia całego swojego majątku i zaczynają kupować nie akcje czy fundusze, ale całe lasy, szyby naftowe, biurowce. I wreszczcie elitarny Billionaireville. Richistańczycy mają konkurencję we krwi i nie mogą spocząć na laurach, tak jak to potrafili przedstawiciele “Starych Pieniędzy”. Wciąż chcą się piąć w górę drabinki bogactwa. Ten ciągły wyścig doprowadza do nadmiernego lewarowania się i przy jednym błędnym ruchu – może dojść do bankructwa. Stąd ciągła obawa o utratę wszystkiego.

7. Nuworyszy stresuje też fakt, że nadal istnieją pewne enklawy, do których dostęp mają tylko dobrze urodzeni przedstawiciele “Starych Pieniędzy”. Przykładem, który podaje autor jest Bal Czerwonego Krzyża w Palm Beach. Więc Richistańczycy zakładają konkurencyjne kluby, np Nantucket Golf Club, gdzie członkostwo kosztuje $400.000. Nuworysze do dobroczynności często podchodzą jak do kolejnej konkurencji, w której mogę wykazać swoją wyższość.

8. Najbogatsze 1/2% Amerykanów wydaje rocznie $650 miliardów rocznie, czyli tyle co wszyscy Włosi. To poprzez wysokość wydatków ustalana jest hierarchia społeczna, więc wydaje się na potęgę. Ale pokazywanie pełni swoich możliwości finansowych staje się dla Richistańczyków coraz trudniejsze. Już nie wystarczy najdłuższy, 500-stopowy jacht z 80 pokojami na kilku piętrach pokładów i z pełnowymiarowym basenem. Za tymi mega-jachtami często płyną tzw. “shadow boats”, czyli coś jakby pływające garaże ze wszystkimi zabawkami (samochodami, mniejszymi łódkami, itp). Te jachty są teraz tak duże i tak komfortowe, że niektórzy właściciele zaczęli narzekać, że gdy stoją na pokładzie swojego jachtu, to czują że są “zbyt daleko od wody”. Żeby móc zacumować przy najlepszej miejscówce w St Barth w okolicach Świąt Bożego Narodzenia trzeba dokonać rezerwacji z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem. Miejsce postojowe w Bahia Mar Marinie w Ft.Lauderdale kosztuje $7 za każdą stopę nabrzeża (w 1995 był to koszt tylko $1).

9. Sorry, doczytałem że jednak największa rezydencja w USA to 225-pokojowy Biltmore Estate w Północnej Karolinie. Całe 175.000 stóp kwadratowych, czyli ok. 20.000 m.kw. Inaczej mówiąc jest wielkości dwóch dużych hipermarketów!!

10. Zbiór zabawek Richistańczyka nie byłby kompletny bez prywatnego odrzutowca. Co najmniej jednego jeśli nie kilku. Najdroższy model samolotu Gulfstream (G4) kosztował w 1995 roku $27 mln. Dziś najdroższy jest model G550, który kosztuje $47 mln. Ale nawet to niektórym nie wystarcza do oznakowania swojej pozycji na drabince konkurencji. Jeden z kupujących zażyczył sobie by sedesy w jego G550 zostały obite skórą .. aligatora (dwie skóry kosztowały po $8.000 każda) . Pozłacane klamki, porcelana od Versace, sztućce Christofle oraz kryształy Lalique dopełniły dekoracji wnętrza jego samolotu. Po drewno do samolotu, właściciel zabrał dekoratora do jakiegoś wyszukanego dostawcy w Indianie. Sam przelot kosztował $30.000, nie licząc samego drewna. Na tym tle wydatek na najbardziej wyszukany zegarek marki Franck Muller (czy ktoś z Was Fridomiaczki i Fridomiacy w ogóle słyszał o takiej marce zegarków?!) rzędu $600.000 to pikuś. Podobnie jak roczny rachunek za masaże w wysokości $80.000. Richistańczycy wydają na potęgę.

11. Jednym z efektów wyścigu w wydawaniu jest to, że część wydawanych pieniędzy przecieka do nizin społecznych. Jak się koniowi da bardzo dużo owsa, to koń część tego owsa odda ptakom bez przetrawienia. Jednego z dealerów Ferrari zaskoczył jeden z jego klientów, układacz cegieł na budowie odziany w upaćkane błotem i cementem kalosze, który kupił Ferrari za $225,000. Okazało się, że w miasteczku tylu menadżerów hedge funds buduje mury i ścianki, że i specjalistę od układania cegieł było stać na kupno Ferrari. Powstają też zupełnie nowe gałęzie przemysłu i nowe zawody. Np szkoły kształcące kamerdynerów. Starkley International Institute for Household Management nadaje swoim absolwentom tytuły CHM – Certified Household Manager, pozwalające liczyć na zarobki rzędu $80.000 do $120.000 rocznie.

12. Jednak efekt tej gonitwy w wydawaniu pieniędzy na pokaz jest dla nizin wyniszczający. Podejmując próby kupienia sobie choćby namiastki luksusu otaczającego Richistańczyków, niziny zadłużają się po uszy oraz popadają w depresję, bo wiadomo, że jednym z czynników poczucia szczęścia jest jak wypadamy na tle innych. A porównania do swoich sąsiadów z Richistanu są dołujące.

13. Czy choć sami Richistańczycy są szczęśliwi? Tylko połowa twierdzi, że fortuna dała im szczęście. Z drugiej strony, 10% przyznaje, że ogromna fortuna stworzyła więcej problemów niż rozwiązała. Rodzinne kłótnie o pieniądze, nadmiar wyborów, ciągły strach o utratę wszystkiego, wysoki stopień skomplikowania życia (wiele domów do utrzymania, wiele rachunków do płacenia (niektórzy mają po 200 dostawców usług do domu – specjalne pożywki dla kwiatów, konserwatorzy dzieł sztuki, doradcy jubilerscy, czy inne wydumane produkty i usługi). Richistańczycy zaczynają nawet tworzyć grupy wsparcia (np Tiger 21, CCC Alliance w Bostonie, czy $M3 w Kalifornii). To kolejna nowa nisza rynkowa.

14. Strach przed tym, że ich pociechy zostaną zepsute przez pieniądze, albo że szybko roztrwonią rodzinny majątek wywołał powstanie kolejnej niszy – szkół, w których pociechy mają się nauczyć jak zarządzać tymi ogromnymi fortunami, które mają odziedziczyć, jak podpisywać przedmałżeńskie umowy majątkowe, jak odziedziczonych fortun nie przehulać. Szacuje się, że do roku 2052 w ręce dzieci Richistańczyków przejdzie majątek wart $15 trylionów. Więc jest o co się bać.

15. Jest też trochę nadziei. Może sami Richistańczycy zaczną na większą skalę działać na rzecz zmniejszania rowu jaki oddziela ich od reszty społeczeństwa. Część Billionerville’czyków zaczyna bardzo systematycznie podchodzić do filantropii, przekształcając ją w inwestowanie społeczne, które może potencjalnie przynieść więcej dobra społeczeństwu niż programy socjalne dostarczane przez rządy z jednej strony, a tradycyjne programy pomocowe organizacji poza-rządowych z drugiej.

Książka Roberta Franka jest naprawdę fascynująca.  A przy okazji napisana trochę w humorystyczny, miejscami wręcz karykaturalny sposób. Nic dziwnego, że stała się bestsellerem na liście konkurencyjnego (do redakcji autora książki) New York Times. Gorąco polecam.

Czy chciałbym się stać obywatelem Richistanu? Zdecydowanie nie, dziękuję! Naprawdę w zupełności wystarcza mi bycie obywatelem … Fridomiastanu!!!

Robert Frank, “Richistan. A Journey through the American Wealth Boom and the Lives of the New Rich”, Three Rivers Press, Nowy York, 2007

Jeżeli chcesz podzielić się z innymi, udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Share on whatsapp
WhatsApp
Share on email
Email

14 Responses

  1. Sławek,

    dzięki za namiar na książkę ;-)

    Jakiś czas temu przeczytałem wydaną przej Janka Fijora: “The Millionaire Next Door” – Thomas J. Stanley and William D. Danko (polski tytuł to “Sekrety amerykańskich milionerów”).
    Bardzo inspirująca lektura, poruszająca niezbyt popularne a jak ważne tematy! Co się dzieje jak przekroczysz magiczny próg wolności finansowej? Co może Cię spotkać? Na ile wyobrażenia pokryją się z rzeczywistością? Takie i inne pytania zadaję sobie cały czas, w odniesieniu do dużego pytania: ile to jest dla mnie warte (stosunek pracy do zysków)?
    Książka którą opisałeś wydaje się co najmniej równie interesująca (jeszcze raz dzięki!).

    Inną ciekawą pozycją którą aktualnie czytam jest: “Outliers” – Malcolm Gladwell. Traktuje ona o czynnikach innych niż nasza własna praca, wpływających na szansę stania się najlepszym w swojej dziedzinie; głównie w ujęciu socjologicznym.

    Wszystkim gorąco polecam wspomniane przeze mnie dwie książki ;-)

    Sławku, byłbym niezmiernie rad gdybyś częściej pisał o swoim podejściu do pieniądza i stylu życia w ogóle!

    Serdecznie pozdrawiam,
    Arek Sobiczewski

    1. Arku, dzięki za podzielenie się swoimi przemyśleniami oraz rekomendacjami książek do przeczytania. “The Millionaire Next Door” kiedyś kupiłem, ale zawieruszyłem przed przeczytaniem:-( Muszę poszukać. A książki Malcolma Gladwell’a (“Blink”, “The Tipping Point” i “Outlier”) kupiłem kiedyś po zobaczeniu rozmowy z Gladwell’em w BBC – są rzeczywiście doskonałe.
      Co do mojego podejścia do pieniędzy i do życia, to myślałem, że już całkiem sporo o tym na łamach tego bloga pisałem. Że często się wyzewnętrzniam:-) Ale może zbiorę swoje osobiste przekonania w jakiś jeden zbiorczy wpis w najbliższym czasie:-)

      1. Sławku,

        co do „The Millionaire Next Door” – mam ją w wersji polskiej, papierowej, w Warszawie. Jeśli masz ochotę to po prostu Ci pożyczę (w tej sprawie napisz do mnie maila :)
        Warto ją przeczytać!

        Cieszę się, że znasz Gladwella ;-) To są zupełnie szerzej nieznane rzeczy w naszym pięknym kraju, a szkoda.

        Jeśli masz podobnie jak ja (tak mniemam), że mieszkasz właściwie w kilku lokalizacjach i do tego masz multum książek, ciągle też kupujesz nowe, to polecam Amazon Kindle (czytnik ebooków). U mnie rozwiązał wszelkie tego typu problemy (“a gdzie ja zapodziałem pozycję X?”). Jest stosunkowo tani, bardzo wygodny w użytkowaniu, a w wypaśniejszej wersji ma darmowy internet (przez sieć komórkową) w wielu miejscach na świecie ;-)

        W kwestii pieniędzy i lifestyle: Sławek, jak się nie wie co jest w ogóle zasadniczo w życiu możliwe, z czym problem ma wielu, szczególnie młodych ludzi, to każda wskazówka w uzupełniająca tą wiedzę jest na wagę złota!
        Dla mnie info o Twoich podróżach, dzielenie się wiedzą i wrażeniami związanymi z wolnością finansową… to jest wiedza pierwszej jakości i z pierwszej ręki ;-) Za co szczerze dziękuję!
        Tak więc nigdy nie będą to dla mnie kwestie poruszane za często ;-D

        1. Arku, dzięki za ofertę pożyczenia książki. A w sprawie dzielenia się moim podejściem do pieniędzy, już zabieram się do spisywania swoich przemyśleń. Tylko teraz biegnę na spotkanie grupy roboczej Stowarzyszenia Mieszkanicznik ! :-)
          Postaram się zamieścić wpis w trakcie tego weekendu:-)

  2. Choc znam Cie juz ponad cwierc wieku ( a w dodatku to PRAWDA !!!!) i wydaje mi sie,ze “Cie znam”, jest mi niezwykle przyjemnie po raz kolejny uslyszec Twoje pogladu na niektore sprawy!
    Kiedy piszesz, ktore kraje sa Twoimi ulubionymi “stanani” oraz, ze bez wahania zamieszkalbys w Kazachstanie raczej niz w USA to robi mi sie cieplo na sercu.
    To tak jak bym czytala sama siebie….
    Nie wglebialam sie jednak w Twoja analize ksiazki Roberta Franka ” Richistan” bo wolalabym najpierw przeczytac ja sama.
    Rzucajac jednak okiem, na to co zawiera, nie podobna pomyslec choc przez chwile o Kiberze…
    Nie, nie to ze zarzucam autorowi, ze poswiecil swoj czas na napisanie ksiazki o posiadaczach wypasionych portfeli a nie o brazylijskich favelach czy o Kiberze wlasnie!
    Ale mysle, ze swoja ksiazka nie trafi zupelnie na grunt, ktorego poszukuje.
    Prawdopodobnie bohaterzy tej lektury , w wiekszosci nawet nie wiedza/ nie bede wiedzieli o jej istnieniu.
    A tych, ktorzy marza aby zostac krezusami finansjery jej zawatrosc nie odstraszy od poszukiwania tego “zboznego celu” ….
    Swiat nie jest sprawiedliwy !!!
    Hum…. ale kto powiedzial, ze ma byc ?!

    Z niecierpliwoscia poczekam na twoje przemyslenia tyczace posiadania pieniedzy !!!

    Asante sana

    1. Jolu, jak to miło Cię gościć osobiście na łamach Fridomii. Jakiś czas temu pojawiłaś się pośrednio, dzięki swojemu wierszykowi “Kocham Cię Kenio” który na melodię “Kocham Cię Polsko” śpiewaliśmy wspólnie w Maasai Mara:-) Zapraszam częściej.
      A odnosząc się do tego co piszesz, to chciałbym jednak oddać część czci autorowi książki “Richistan”. Wprawdzie nie opisuje życia flavelli, ani Kibery (dla niewtajemniczonych jest to największy slums w Nairobi), ale poświęca cały rozdział ksiązki tematowi filantropii w wykonaniu nuworyszy. Trochę się nabija z ich podejścia do tematu jak do kolejnej okazji zwycięstwa w “wyścigu szczurów” i pokazania się, autopromocji, wspinania się po szczeblach drabinki towarzyskiej. Ale podaje też bardzo pozytywne przykłady ludzi, którzy swoje umiejętności menadżerskie przenoszą w obszar eradykacji chorób czy biedy, np w Etiopii. I w tym dopatruje się promyka nadziei na bardziej sprawiedliwą przyszłość.
      Ale nie piszę już więcej, żeby nie odbierać Ci przyjemności czytania “Richistanu”. Miłej lektury!
      Asante sana. Karibu tena !
      P.S. dodam jeszcze, że Jola, która mieszkała prawie 2 lata w Kenii (teraz niestety przeniosła się do Maroka), nie mogła bezczynie patrzeć na biedę. Postanowiła zorganizować pomoc dla kobiet i dzieci w slumsie Kawangware na przedmieściach Nairobi. Zarekrutowała wiele wolontariuszek z szeregów nairobijskiego świata expatów, mobilizowała też pomoc z Polski i z Belgii. Ma Dziewczyna serce w dobrym miejscu. Może kiedyś napisałabyś Jolu coś o tych doświadczeniach na naszym blogu?

      1. Kiedys cos o tym napisze ale, naprawde szczerze, wolalabym abys mnie tak publicznie
        nie “wychwalal ” … bo to nawet nie ulamek kropli w oceanie !
        Zwlaszcza gdy sie ma pewnosc, ze mozna bylo zrobic wiecej ….

  3. Ostatnio trafilam na wywiad ze szwedzka krolowa nieruchomosci – Wonna I de Jong (Polka zreszta!), ktora z jednej strony jest na pewno przedstawicielka Richistanu, ale ma tez rownoczesnie duzo z fridomiakowego podejscia ;-) Ponoc pracuje nad swoja biografia, ciekawe czy wniesie cos nowego na lamach tego forum.

    1. Marto, koniecznie daj mi znać gdy książka się już ukaże po polsku lub choćby angielsku. Obawiam się, że po szwedzku czytałbym ją kilka miesięcy bez przerwy:-)

      1. Polecam te ksiazke wszystkim fridomiakom
        Jak być wolnym
        Autor: Tom Hodgkinson

        Opis książki
        być wolnym, to drugi – po Jak być leniwym – przewrotny poradnik Toma Hodgkinsona. Napisany lekko, z przekąsem i z prawdziwą troską o czytelnika.
        Powiedzmy to od razu: z leniuchowaniem sprawa nie była aż tak poważna. Ale podstępnie skradziona wolność to już prawdziwa tragedia. Tym większa, że często nieuświadomiona. Jak zatem uwolnić się do niepokoju, kredytów hipotecznych, lęku, konsumpcjonizmu, depresji, nielubianej pracy, podatków, nudy, rachunków, supermarketów, melancholii, brzydoty, marnotrawstwa i wielu, wielu innych utrapień? Ano, jest na to kilka mniej lub bardziej nietypowych sposobów: pieczenie chleba, jazda konna, produkcja kompostu, gra na ukulele… A że sprawa jest najwyższej wagi, Tom Hodgkinson w każdym z dwudziestu dziewięciu zwięzłych rozdziałów zarysowuje genezę problemu i powołuje się na myśli Arystotelesa, świętego Tomasza z Akwinu, George’a Orwella, Lwa Tołstoja, Oscara Wilde’a czy E.F. Schumachera.
        Jak być wolnym to lektura dla tych, którym nie są obce radykalne decyzje i którzy mają poczucie humoru. Przede wszystkim zaś dla tych, którzy chcą zrzucić wszelkie ciężary i podążyć ku wolności.

  4. Tak sobie pomyślałem – nawiązując do książki – że Ty też jesteś próżniakiem i leniuchem ,którego styl życia tak gorąco zachwala autor tej książki :)

Skomentuj Arek S. Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kup Pomarańczową wolność finansową

 

Najnowszą książkę autorów bloga Fridomia i dołóż swoją cegiełkę do kupna mieszkania dla młodzieży opuszczającej domy dziecka. I Ty możesz pomóc.

 

Książkę kupisz klikając tutaj.